Kilka dni temu pojawił się w naszym domu koszyk. Koszyk wiklinowy. Nie pojawił się sam od tak, a przyniósł go A. prosto ze swojego ulubionego bazarku, z Najlonu (o tym ciekawym miejscu na mapie Nowego Sadu innym razem).
Od razu wyobraziłam sobie siebie jak to idę po warzywka z tym koszykiem, jak go montuję na mój rower (którego aktualnie nie posiadam - ukradł się w czerwcu) i pakuję do niego korale z filcu przed wyjściem na kiermasz.
A. wymyślił piknik. Piknik rocznicowy. Ponieważ pogoda od rana była kapryśna zrezygnowaliśmy z pikniku na dzikiej plaży i wybraliśmy się na Petrovaradin na twierdzę. Zapakowaliśmy moje eksperymentalne rogaliki z dżemem z dzikiej róży made by mama A., butelkę wina z Vršca, dwie puszki schweppesa, czekoladę YoYo by Bambi, kocyk dwa kieliszki i dwa aparaty: cyfrówka i analog.
Słoneczne popołudnie przy lampce białego wina, miłe rozmowy, krótka drzemka, bieg przez deszcz - tak symbolicznie świętowaliśmy naszą IV rocznicę.
foto byfoto.sneg.rs |
Te uliczki, droga na Petrovaradin, sama twierdza i teren twierdzy mają dla mnie tak ogromne sentymentalne znaczenie, że jak zobaczyłam te zdjęcia to łezka w oku mi się zakręciła...
OdpowiedzUsuńJa też mam ogromny sentyment, zarówno do twierdzy jak i uliczek. Jak łezka w oku się kręci to pakuj walizki i odwiedź twierdzę jesienią :)
OdpowiedzUsuń