Teksty bez polotu, z kiepską polszczyzną, okraszone zdjęciami autorskimi.

Zapraszam na nowy

Zapraszam na nowy adres bloga: sojka.ptica.rs

Преведи Przetłumacz

piątek, 23 września 2011

Prawie jak Bałtyk - czyli pożegnanie lata

W wakacje Nowy Sad staje się piekielnym miastem słońca. Temperatury przekraczające 35 stopni w cieniu, sięgające 40 kreski na termometrze.
Dla mnie to raj, tak, tak raj. Zawsze marzyłam o zagwarantowanym upalnym i suchym lecie. W te wakacje w NS mieliśmy dwa deszczowe dni.
Taka pogoda sprzyja jeszcze większemu zagęszczeniu w kawiarniach, barach i restauracjach, które wyposażone w klimatyzację, systemy rozpylające wodną mgiełkę, wentylatory, zimne soki, piwo i kawy, ratują dzień.
Nowy Sad może się pochwalić jedną dość dobrze zorganizowaną plażą miejską i dwoma dzikimi.
 
Plaża miejska Штранд (czyt. sztrand) to miejsce w wakacje przeludnione, ale nie ma co się dziwić. Boiska do uprawiania wszelkich sportów, pełno barów z piwem, ławeczek, mini golf, ścianka wspinaczkowa, organizowane zajęcia z jogi, samby i czego tam jeszcze dusza zapragnie, wieczorne koncerty, bardziej i mniej znanych (miło wspominamy koncert Mumina z Love Hunters, który jak za dawnych lat zdjął koszulkę i pokazał swój piwny brzuszek...), piaszczysta plaża i Dunaj. Można dyskutować nad bezpieczeństwem zdrowotnym co do kąpieli w rzece przepływającej, bodajże, przez 10 państw,  która jest prawie trzy razy dłuższa od Wisły, w której to nogi w życiu nie zanurzyłam i nie zamierzam (w Wiśle) :) Pamiętam historię z dzieciństwa jak ktoś powiedział, że od kąpieli w Wiśle spadają warstwy skóry, a jeden pan który się w niej kąpał, na Warszawskim odcinku, wyszedł już jako same kości, tyle mu tych warstw odpadło... ble. Tak więc poddaję w wątpliwość czystość Dunaju, aczkolwiek tysiące ludzi się kąpie i żyją, a z wody wychodzą ze wszystkimi warstwami skóry, chyba...W nowosadzkim Dunaju wykąpałam się raz. W ramach entuzjazmu z pierwszego przybycia do NS i upojenia promieniami słonecznymi. Wyczynu już nie powtarzałam i Dunaj podziwiam z wybrzeża lub mostu...

Jednak dla mnie bardziej pociągające są dzikie plaże. Jedną z nich jest plaża, która ciągnie się wzdłuż słonecznego wybrzeża (сунчани кеј). Jest to około 2 kilometrowy deptak, który prowadzi do plaży miejskiej ( w te wakacje remontowany) dosłownie skąpany w słońcu, ani odrobiny cienia by się skryć. Gdy już znajdziemy się na tym deptaku uciekamy w stronę rzeki i odkrywamy ciągnącą się równolegle wspaniałą plażę. Fantastyczny jasny piasek, szum fal i drzewa, wszystko to razem sprawiło, że poczułam się prawie jak nad Bałtykiem... Ta plaża ma to do siebie, że co roku wygląda inaczej, jeszcze dwa lata temu była trzy razy mniejsza. Jest świetnym miejscem by zaszyć się z książką w cieniu drzew, poopalać w bardziej wyludnionych zakamarkach, budować zamki z piasku, zbierać muszelki, podziwiać twierdze z innej perspektywy niż na co dzień... Idealne miejsce na lato w mieście.


Drugą z "dzikich" plaż jest Официрац (czyt. oficirac). Plaża ta znajduje się po drugiej stronie rzeki czyli na Petrovaradinie w pobliżu mostu kolejowego. Oddalona jest od centrum miasta 20-30 minut drogi. Plaża jest dość czysta z dwoma mini barami z prądem z agregatu wojskowego i kilkoma leżakami, dzikimi miejscami na ogniska. Wieczorne imprezy są bardziej kameralne niż na Sztrandzie i zdecydowanie dużo bardziej w atmosferze lata za miastem. Spotkać tu można amatorów sportów wodnych od narciarzy do kajakarzy i wędkarzy, a siatkówka jest tu bardziej spontaniczna niż w innych miejscach. W tym roku posłużyła nawet jako część pola namiotowego dla gości festiwali EXIT. Potencjał tej plaży jest w smutny sposób niewykorzystany w stosunku do przeludnionego Sztrandu, gdzie to człowiek na człowieku, bar na barze...


Lato się kończy, przychodzi jesień...


czwartek, 15 września 2011

Wrześniowa Rakija

Pomimo, iż w Serbii dalej panują 35 stopniowe upały, wrzesień tętni jesienną atmosferą. Ruszyły przygotowania do zimy. Przy drogach sprzedawane są na masową skalę wielkie czerwone papryki (150 dinarów za worek = 6 zł), które w najbliższych dniach zmienią się w ајвар (czyt. ajvar), пинџур (czyt. pindżur) lub w marynowane papryki. Zimowe zapasy marmolada, слатко (czyt. slatko), główki kiszonej kapusty, marynowane ogórki, sałatki, kompoty, soki. Ach. Nie mogę sobie wyobrazić zimy bez ajvaru i wszystkich tych pyszności. Samo zdrowie i ratunek w zimowe dni. 

Jednak tym razem nie napiszę o przygotowywaniu zimnicy, pieczeniu papryk, słodkim zapachu, który opanował Serbię. 
Dziś będzie o Rakii. 

Ostatnio spędziłam pięć dni przy produkcji domowej Rakii. 
Domek na wsi, my, kazan, śliwki, gwieździste niebo, kolorowe, romantyczne noce i ona... rakija.
A było to tak... w miesiącu sierpniu wybraliśmy się na śliwobranie, część śliw sprzedaliśmy, resztę przeznaczyliśmy na rakiję. Śliwki fermentowały sobie ponad trzy tygodnie. Gdy były gotowe ruszyliśmy do akcji. Ja i A.
Oprócz sfermentowanych śliwek, potrzebny nam był i казан (czyt. kazan) czyli po polsku, jak to wyszperałam w internecie, tradycyjny alembik (nasz model ma już ponad 50 lat ale jeszcze daje radę). Kazan, ogień i system chłodzący czyli табарка (czyt. tabarka), co by rakija ze stanu gazowego przemieniła się w ciekły. Produkcja rakii to czysta destylacja.


A wygląda ona tak - uwaga dużo zdjęć obrazujących jako tako cały proces :) mam nadzieję, ze post nie znuży...

 Do czystego kazana wlewamy sfermentowane śliwki tzw. комина (czyt. komina). Pod komorą ze śliwkami podkładamy dość duży ogień i doprowadzamy śliwki do wrzenia. I czekamy. 

 Swoją drogą dlaczego najpopularniejsza jest rakija ze śliwek, śliwowica (Шљивовица)? Odpowiedź jest prosta, śliwka jest najpopularniejszym owocem w Serbii, jest jej dużo, dojrzałe śliwki mają w sobie dość dużo cukru, by same w odpowiednich warunkach sfermentowały. Inne owoce takie jak gruszki są droższe i jest ich na rynku mniej, co za tym idzie rakija z moreli, gruszek czy pigwy choć barrrdzo smaczna jest i droższa. O! 

 Wracając do naszej produkcji, po pewnym czasie para z gotowania śliwek przez metalową rurę / лула (czyt. lula) przechodzi do tabarki, czyli naszego systemu schładzającego, następuje skraplanie, na końcu powoli spływa już jako nasza pierwsza rakija. Gdy mamy już ok. 20 litrów sprawdzamy poziom alkoholu. Gdy osiągniemy poziom 30 % przerywamy proces...
 

 Otwieramy kazan i widzimy wulkan ze śliwek...


Pozbywamy się śliwek. Ten odpad nazywa się џибра (czyt. dżibra). I ruszamy z nową porcją śliwek, ogień, destylacja, 30% alkoholu, zmiana i tak do momentu aż skończą nam się śliwki... 
By rakija była dobrej jakości musimy dbać o to by woda w tabarce była cały czas chłodna, dlatego cały czas dolewamy do niej zimnej wody. I dolewamy, i dolewamy i tak cały dzień. 
Drugą ważną sprawą jest by nie iść na ilość, ale na jakość i w pierwszej destylacji staramy się nie schodzić poniżej tych 30% alkoholu. Gdy proces destylacji przedłużamy otrzymujemy większą ilość słabszej rakiji, ale i kwaśny smak i szkodliwe składniki... rakiję, która wywoła drapanie w gardle...
Trzecią - nigdy nie dodawać do fermentujących owoców cukru, jest to niewskazane gdyż od "słodzonej" rakii boli głowa!


Jedna porcja śliwek gotowała się, w naszym kazanie o pojemności 80 litrów, około 1,5 godziny.
Praca trwała we dnie i w nocy...


Następnie tą 30% rakiję musimy ponownie przedestylować. Tym razem do komory w kazanie zamiast śliwek wlewamy naszą tzw. miękką rakiję (мека ракија). Tym razem czekamy by rakija osiągnęła poziom np. 55% alkoholu... lub przez nas pożądany, wyższy lub niższy. 
I tak z 100 kilogramów sfermentowanych śliwek otrzymujemy ok. 15 litrów rakii 30 %, a następnie 8 litrów ponownie destylowanej (препечене) 55%.
Nasza rakija jest przezroczysta, by nabrała żółto-złotego koloru przelewamy ją do drewnianych beczek i dajemy czas by odpoczęła, nabrała koloru, a poziom alkoholu z 55 % spadnie do 52,5 % .


I voilà... tak wygląda produkt końcowy - nasza rakija z 2009 roku


 PS: ponieważ pilnie wyjeżdżam na miesiąc do PL zapewne pojawią się teksty z rodzinnego miasta jako polski off-topic.

PS2: zastanawiam się czemu tekst o tunelach Petrovaradinu nie wzbudził najmniejszego zainteresowania, zawsze chętnie przyjmę komentarz z konstruktywną krytyką, czy styl tekstu był nieodpowiedni czy temat mało ciekawy? :)

środa, 7 września 2011

Podziemne korytarze

Jest to pierwszy post o twierdzy, ale zapewniam że nieostatni...

Twierdza Petrovaradinska jest jednym z elementów związanych z Nowym Sadem, który tak naprawdę mało kto zna. Gdy piszę o twierdzy nie mam na myśli turystycznych atrakcji okolicy tarasu widokowego, zegara, hotelu, kilku restauracji, miejskiego muzeum. Mam na myśli dalsze zakątki twierdzy, do których przeciętny turysta już nie dociera ( i nie, nie myślę tu o zakątku Akademia Sztuki ). Niektórzy wiedzą jeszcze o klubie jeździeckim i dotrą do stajni pogłaskać konie, a i to nieliczni. Niektórzy byli w raz działających a raz nie klubach w twierdzy jak Bastion czy też w planetarium. 

Na mapie oznaczyłam: okolicę hotelu, Akademię sztuki i klub jeździecki.
Jeszcze mniej ludzi wie o ogrodzie tajemniczego pana B., który na twierdzy uprawia pomidory i kapustę, a do niedawna i środki odurzające. A już na pewno mało kto z turystów zwiedzał podziemne korytarze twierdzy, i nie... i tym razem nie mam namyśli tej małej trasy (ok. 1 km) pod zegarem z przewodnikiem i zamontowanym oświetleniem.
Mam na myśli korytarze budowane przez 88 lat w XVII i XVIII wieku, mam na myśli ok. 20 kilometrów korytarzy na czterech poziomach. Trzeci poziom ok 30 metrów pod ziemią. niemalże stała temperatura 16 - 17 stopni. Byliście? Jeśli nie - żałujcie, jeśli tak - gratuluję :)

Penetrowanie podziemnych tuneli nie jest dla każdego, brak światła dziennego, sygnału telefonu komórkowego, wszelkich dźwięków świata zewnętrznego. Wejść do samych tuneli jest kilka - kilkanaście, łatwo dostępnych dla każdego. Jednak nie jest wyczynem wejść do podziemi, sztuką jest je przejść i bezpiecznie wyjść z innej strony. Bez osoby znającej podziemia i system skrzyżowań Y i T mało kto decyduje się na oddalenie się od źródła światła na poziomie pierwszym. Ci co zostają przy wejściu najczęściej są autorami "wspaniałych" graffiti na ścianach i właścicielami plastikowych butelek po piwie. My ruszamy dalej by poczuć ciąg świeżego i chłodnego powietrza...

Jak każda twierdza i ta na Petrovaradinie owiana jest tajemnicą i legendami... tajemnica maltańskiego krzyża, który widnieje na jednej ze ścian, niewyjaśnione historie o dodawaniu kurzych jaj do tynku przy budowie twierdzy i chyba najbardziej znana historia o tunelu pod Dunajem...

Pragnę zaznaczyć, iż nie jestem specjalistą w spawach twierdzy, ale mam to szczęście znać osoby, z którymi nie boję się zejść do podziemi i spędzić tam kilka godzin "błąkając się" po mrocznych korytarzach, napotykając to nietoperza, to niespodziewaną wodę na drodze, odkrywając nowe miejsca. Jest kilka osób, które poprowadzą alternatywną trasą żądnych przygód turystów... Nie ręczę jednak za pana z brodą, który to potrafił w przeszłości rzeczonych turystów... zostawić samych w podziemiach lub znienacka rzucić gumowego węża na delikwentów... no cóż jaki charakter, takie poczucie humoru.

Poniżej zamieszczam zdjęcia dzięki uprzejmości T., który to zabierając swój sprzęt foto wraz z dodatkową lampę błyskową, udokumentował jedną z naszych wypraw.

 Jeszcze możemy stać wyprostowani, ale to tylko na poziomie pierwszym, a i to nie zawsze.

 Woda i tajemnicza tratwa z beczki na poziomie drugim

 Tak wygląda poziom trzeci przy świetle latarki...

  A tak w błysku fleszy :)

UWAGA :) powyższy tekst w żadnym wypadku nie zachęca do eksplorowania podziemnych tuneli twierdzy na własną rękę. Zachęcam jednak do dokładniejszego zwiedzania jednej z największych atrakcji Nowego Sadu, również nadziemnej części.

Powiazane teksty... Plugin for WordPress, Blogger...