Po szumnym tytule posta proszę nie oczekiwać zbyt wiele, nie znajdziecie w nim głębokich rozważań o wyżej wymienionej Współczesnej. A jedynie post prosto z Warszawy o tym czego brakuje mi gdy jestem tam... a innym razem będzie o tym czego brakuje mi gdy jestem tu. Tam i tu są bardzo relatywne, ale tak to już wygląda życie "kulturowego emigranta". Te brakujące mi elementy przedstawiam w przypadkowej kolejności.
Jedną z takich rzeczy jest ta dam, ta dam kanał telewizyjny Ale Kino, Warszawski Festiwal Filmowy i warszawskie kina ich ilość i różnorodność repertuaru.
Drugą to oczywiście rodzice i wąski, sprawdzony krąg znajomych, który oczywiście się zawęził wraz z moim wyjazdem ale jest już raczej stały i stabilny.
Trzecią łatwość w zarabianiu pieniędzy :p no tego nie będę komentowała szerzej...
Czwartą - klimatyczne kawiarnie i knajpki na każdą okazję.
Piątą - warszawskie parki, większe i mniejsze te z wiewiórkami i bez, fontannami, drzewami, których nie sposób objąć rękoma... Polskie lasy w drodze z południa... (kto nie szukał krzaczka w drodze przez Węgry ten nie zrozumie :)
And last but not least moje ukochane CSW. Tak K. CSW! Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie w sąsiedztwie Łazienek Królewskich. Jest to miejsce, które zajmuje szczególne miejsce na mojej prywatnej mapie Warszawy. Tchnie wyjątkową atmosferą spokoju, który zawsze osiągałam gdy tylko zbliżałam się do tego miejsca. Brzmi śmiesznie? Chyba nie, bo każdy powinien mieć takie miejsce. W CSW uwielbiam możliwość aktywnego uczestniczenia w wystawach, nie tylko słuchając audio-video instalacji... do dziś pamiętam salę wypełnioną po sufit ogromnymi różowymi balonami ( tutaj praca na stronie artysty w wersji srebrnej) ostatnio nagrałam bicie serca, które zostało wysłane na wyspę na Morzu Japońskim i tak dalej. Świetne pokazy filmowe, Kino-Lab. Mnie takie rzeczy wciągają i inspirują, wewnętrznie podbudowują.
Tu nie o to chodzi by każdą wystawę z nurtu sztuki współczesnej zrozumieć od A do Z. Dla mnie bardziej chodzi o ten moment oderwania się na te dwie godziny od zwykłego, realnego świata i spojrzeć na niego oczyma twórcy, w przypadku CSW zarówno polskich jak i zagranicznych. Moje Peany na cześć tego miejsca zwieńczą jak zwykle zdjęcia...
Namiastką CSW w Nowym Sadzie jest Музеј савремене Уметности Војводине. Energia w tym miejscu jest trochę inna niż w Warszawie. Jednak na tle Nowego Sadu zdecydowanie wyróżnia się atmosferą, to jeszcze nie "to" ale starają się i wystawy są bardzo różnorodne, z wykorzystaniem wszelkich technik na wysokim poziomie. A i lokalizacja podobna :) przy parku, stosunkowo blisko rzeki...
Od kilku lat trwają starania o nowy wizerunek, rozszerzenie misji, kontakt z potencjalnymi zwiedzającymi oraz nowy budynek dla Muzeum. Póki co MSUV doczekało się jedynie nowego logo... I wielkiego bum na Noc Muzeów 2011. Mimo wszystko polecam.
Ps: za zwracanie uwagi na błędy - dziękować :)
Nie wiem jak jest w Nowym Sadzie, niestety przejeżdżałem tylko przez to miasto pociągiem, ale po wizycie w Suboticy i w Belgradzie wydawało mi się, że jest na odwrót z tymi knajpkami i kawiarniami. Warszawa w moim odczuciu staje się co raz bardziej zajęta przez wielkie sieciówki typu coffe heaven, na ulicach częściej można spotkać banki, niż sklepy, bo wszystko przeniosło się do wielkich centrów handlowych.
OdpowiedzUsuńPS. Po lekturze tego bloga mam znowu ochotę pojechać do Serbii, chociaż na dwa-trzy dni.
Z tymi knajpkami i kawiarniami w Nowym Sadzie to jest tak: jest ich bardzo, bardzo, bardzo dużo, wypełnione są często po brzegi... ale mało która ma charakter, atmosferę, dobrą muzykę i kawę itd. Ja takich miejsc w NS - tych z charakterem- mogę naliczyć na palcach jednej ręki a i jeszcze będą wolne miejsca :)
OdpowiedzUsuńW Warszawie co i rusz jacyś wariaci porywają się z motyką na słońce i starają otworzyć coś niekomercyjnego i daje radę.
W NS jak już ktoś za tę motykę chwyci... to zamyka się po miesiącu - dwóch :)
Przykład nie kawiarni a sklepu z ciuchami szytymi i projektowanymi przez serbskich twórców, studentów asp itp. ШЛИЦ w Belgradzie jest hitem w NS zamknął się dokładnie po 4 miesiącach - powód brak zainteresowania czymś niekomercyjnym, oryginalnym. Tu już wchodzimy na temat różnic w mentalności mieszkańców NS i BG :)
Polecam przybycie do NS na kilka dłuższych chwil, dobrze się bawić i poobserwować miasto z lekką dozą krytyki :)
Czyli wychodzi na to, że jednak stolica to zawsze stolica ;)
OdpowiedzUsuńTen sam problem można znaleźć też w Polsce - o ile jakiś "niekomercyjny biznes" w Krakowie, Warszawie czy Poznaniu wypali, to w przykładowej Bydgoszczy czy Łodzi może się okazać totalną klapą, bo też są spore różnice w mentalności ludzi z tych miast, chociaż Łódź w ostatnim czasie zmienia się mocno na plus.
Co do Nowego Sadu - to dłużej niż kilka dni na razie niestety na Serbię nie mogę sobie pozwolić (pomijam dojazd koleją, który zajmuje dwa dni w jedną stronę).
A co do "dozy krytyki" to sam byłem dość mocno krytyczny wobec Serbii wjeżdżając do niej, ale to pewnie z powodu problemów w węgierskim etapie podróży i "noclegu" na dworcu w Szegedzie :) O Belgradzie miałem bardzo blade pojęcie. Dopiero gdy pierwszy raz kupiłem moją kravicę, zjadłem burka, ćevapi itp, których w Polsce się raczej nie dostanie polubiłem Srbiję :) No i największym szokiem było dla mnie, że miejscowi są tak życzliwi wobec obcokrajowców, chociaż nie raz mnie i znajomego brano za Amerykanów, Ukraińców, Rosjan, Czechów czy Słowaków.
To już nawet nie chodzi, że stolica... Problem w tym, że w Serbii istnieje tylko jedno miasto - Belgrad :)
OdpowiedzUsuńA w Polsce chyba jest trend do promowania regionów i uświadamiania ludzi, że np. dobre studia to nie tylko w Warszawie, Krakowie... i chyba ta mentalność małomiasteczkowa jest tłamszona i wypierana przez otwieranie się na kulturę, rozwój itd. Świetnym przykładem takich zmian jest właśnie Łódź, do której na wystawy i różne akcje kulturalne jeżdżą ludzie z Warszawy, a kiedyś to miasto kojarzyło się tylko z Piotrkowską, tańszymi cuchami i przemysłem...
Ja miałam odwrotnie do Serbii z początku podchodziłam zupełnie bezkrytycznie z nieograniczonymi pokładami entuzjazmu...Bo to SERBIA, "turystyczna awangarda", otwarci ludzie itd. :)
Krytyka pojawiła się po dwóch latach mieszkania Tam, po trzecim roku doszłam do poziomu akceptacji rzeczywistości :)
PS: co do podróży to warto wyszperać bilet na samolot LOT-u w cenie ok. 400zł w dwie strony, podróż trwa krócej niż 2 godzinki, a i wychodzi taniej niż np. autobusem...
Nie przesadzajmy, Nowy Sad to jednak duże miasto, nawet jak na warunki polskie. Może tak twierdzę, bo sam mieszkam w małej mieścinie w okolicy Trójmiasta :)
OdpowiedzUsuńMoje pierwsze zainteresowanie Serbią pojawiło się w chwili, gdy Kosowo ogłosiło niepodległość. Oczywiście wcześniej nie raz słyszałem o wojnie w Jugosławii, ale jakoś nigdy mnie to tak nie interesowało zbyt mocno.
Kiedyś później bawiąc się ustawieniami dekodera tv satelitarnej odnalazłem "dodatkowe" kanały z różnych krajów w tym "PTC". Dziwnie znajomy język w reklamach uświadomił mnie, że to żadne "PTC", a RTS w cyrylicy.
A sam wyjazd na Bałkany to trochę przypadek. Razem ze znajomym planowaliśmy jechać do Mołdawii, Ukrainy i Rumunii. Jakoś tak się złożyło, że zaproponował "a może Yugo?" no i na tym stanęło.
Wiem, że LOT ma często fajne promocje, w tym na trasę do Belgradu, ale niestety nie latają codziennie, a ja tez nie lubię być uwiązanym wyjazdem/wylotem konkretnego dnia. Koszt przejazdu koleją z Warszawy do Belgradu w promocjach ŻS, MAV i PKP IC to również 44 euro. Da się też jechać troszkę taniej przy kombinowaniu z dziwnymi przesiadkami na Słowacji i w Budapeszcie, co w tym roku sam również zrobiłem, ale to raczej dla osób, które serio lubią podróżować koleją i niestraszne im noclegi w Szegedzie czy w Budapeszcie na dworcowej ławce.
Ania, to (niestety) prawda, w Serbii jest tylko jedno miasto - Belgrad, i ten Belgradocentryzm jest lekko wkurzający doprawdy. W dodatku belgradczycy (prawdziwi lub malowani:) są zdaje się szczerze przekonani, że tak jest wszędzie (że "stolica to stolica" - a cóż to na Boga znaczy?!:)...
OdpowiedzUsuńMojej znajomej z Belgradu nie mieści sie w głowie, że duża ogólnopolska firma dla ktorej pracowalam ma swoja siedzibe w malym miescie na poludniu Polski, a więc nie w Warszawie... :)
ps.czy istnieje jeszcze taka knajpa "NS Time" ?:)
pozdrav!:)
Ja określenie "miasto" lub "duże miasto" odnoszę nie do ilości mieszkańców czy też wielkości w km2, a raczej do tego co ma do zaoferowania, czy się rozwija, czy daje jakieś szanse, na jakim poziomie jest kultura itd W tych kategoriach jako miasto, póki co, broni się tylko Belgrad :)
OdpowiedzUsuńPo cichu, naiwnie, liczę na zmiany i mam nadzieję, że nie będę zmuszona przeprowadzić się do BG...bo :) Nowy Sad ma swoje dobre strony jako nie-miasto.
PS: Sukcesem jest, że Polska Ambasada z przeglądem polskich filmów wyszła poza Belgrad i organizuje go również w Niszu! Rewelacja! Program znajdziecie tu: http://belgrad.polemb.net/gallery/dani_poljskog_filma/katalog.pdf